piątek, 29 lipca 2016

Zaskakujące odkrycie- olej z nasion bawełny

Pewnie dla większości z was nie jest to- jak głosi tytuł tego posta- zaskakujące odkrycie, ale dla mnie owszem. Niegdyś nie zdawałam sobie sprawy, że takie cuda w ogóle istnieją :D Wiele słyszałam na temat olejowania włosów, mycia metodą OMO, jednak unikałam tego jak ognia. Kiedy farbowałam i prostowałam pukle dość szybko się przetłuszczały, zatem zabiegi owe byłyby kompletnie zbędne. Po zaprzestaniu niszczenia włosów na własne życzenie sytuacja się odwróciła- zbyt suche i zbyt sztywne włosy poza tym, że znowu zaczęły się kręcić wyglądały po prostu niedbale i brzydko :( Nie pozostało mi nic innego, jak ściąć przynajmniej część zniszczonych końcówek i zacząć je porządnie nawilżać. Po zaczerpnięciu porad od innych blogerek i przeczytaniu kilkudziesięciu stron o prawidłowym rozpoznawaniu typu swoich włosów i "naprawianiu uszkodzeń" zaczęłam od nakładania na włosy oleju z nasion bawełny.

Olejek powstaje w wyniku tłoczenia na zimno nasion bawełny indyjskiej. Dostarcza skórze nienasyconych kwasów tłuszczowych, które to są niezbędne dla dobrej kondycji  naszej skóry i włosów. Kwasy te pomagają w eliminowaniu wolnych rodników, oraz dobrze wnikają w skórę korzystnie oddziałując na nią. 
Nie ma w składzie nic, co mogłoby podrażniać nawet najbardziej wrażliwą i delikatną skórę, gdyż jest to po prostu 100% naturalny i bezzapachowy produkt. Brzmi kusząco? Nie inaczej :)
Po nałożeniu pierwszy raz na ok 3 godziny zauważyłam:
  • większy skręt
  • większą objętość
  • odżywione i lśniące pasma
  • miękkie, miłe w dotyku loki( potwierdzone przez mojego Lubego :))
Po trzymaniu go na włosach przez caaaaaałą noc efekt został TYLKO i AŻ zwielokrotniony ! Jestem niesamowicie zadowolona z rezultatów. Na pewno będę go używać od czasu do czasu, bo "co za dużo to niezdrowo" ;). Po przetestowaniu go na dosłownie własnej skórze podzielę się wrażeniami i skutkami działania na mojej problematycznej buźce :) Serdecznie pozdrawiam !


środa, 27 lipca 2016

Włosowa pielęgnacja- moja droga do naturalności

Jestem właścicielką włosów wysoko porowatych. Odkąd pamiętam miały skłonność do puszenia i kręcenia, jeszcze zanim wpadłam na jeden z głupszych pomysłów w swoim życiu i zaczęłam je farbować. Po niemal 12 latach malowania włosów na głęboką czerń, i kiedy poczułam impuls po zamknięciu pewnego rozdziału w swoim życiu, postanowiłam coś zmienić. I, jak to zwykle u kobiet bywa, zmiany wizualne zaczęłam od włosów. Po wcześniejszych próbach samodzielnego rozjaśniania włosów, zakończonych fiaskiem zresztą, udałam się po pomoc do znajomej fryzjerki. Powrót do naturalnego koloru zaczęłyśmy od profesjonalnej dekoloryzacji, w marcu 2015. 
Kolor wyjściowy: 
Koloru docelowego nie jestem w stanie określić. Sądząc po dość dużym już odroście coś pomiędzy ciemnym blondem/jasnym brązem. Niestety zapomniałam już, jaki był mój naturalny kolor włosów. Na zdjęciach z dzieciństwa mam na włosach platynowy blond :O. Co dalej: oczywiście na jednej dekoloryzacji się nie skończyło. Na jednorazowym skróceniu włosów też nie :(. 
Po pierwszej dekoloryzacji:
I po następnej: 
Po wypłukaniu:
Muszę przyznać, że ruda czupryna bardzo mi się podobała- wyglądała dość intrygująco ;> No dobrze, ale cel był inny, zatem kolejny raz rozjaśnianie i nakładanie coraz jaśniejszych farb. Bardzo zależało mi, aby odcień był chłodny, ze względu na moją dość jasną karnację. Kolor sobie spokojnie jaśniał, ze względu na długi pobyt w szpitalu (5 miesięcy) nie miałam możliwości ich farbowania. Po powrocie do domu, w marcu br. udałam się do ulubionej fryzjerki po odświeżenie fryzury, i pokusiłam się o chłodny odcień kasztanowego brązu, czyli wróciłam niemal do punktu wyjścia...
Mimo wszystko nie żałowałam, bo kolor bardzo mi się podobał, a i chciałam wreszcie pozbyć się irytujących czerwonych refleksów. Zawzięłam się ! Zrobiłam już tak wiele, aby pozbyć się tej diabelskiej czerni, więc szkoda byłoby się teraz poddać.To było moje ostatnie farbowanie włosów. Odstawiłam także prostownicę, którą latami katowałam swoje loczki, powróciłam do stosowania wcierki "Jantar" oraz postawiłam na 100% naturalną pielęgnację, przeznaczoną właśnie dla włosów wysoko porowatych/kręconych. 
Aktualnie wyglądają tak:

 Do pielęgnacji stosuję: szampon z bursztynem "Jantar", maska do włosów Kallos Blueberry, wcierka do włosów z bursztynem "Jantar", Marion olejki orientalne "kokos", płukanka rumiankowa po każdym myciu oraz zupełna nowość w moim kosmetycznym składzie- Nacomi- olej z nasion bawełny. Piszę tą notkę właśnie z wysmarowanym włosiem na głowie :D Jestem niesamowicie ciekawa efektów. O spostrzeżeniach i efektach działania na moich problematycznych włosach innym razem :) Pozdrawiam !

wtorek, 26 lipca 2016

Na wstępie słów kilka...

Kochane !
Zupełnie nie jestem pewna, co mnie podkusiło, aby założyć bloga. Być może moje ogromne zamiłowanie do pisania. Być może moje niesamowite i pełne zachwytu odkrywanie swojej kobiecej, przez tyle lat uśpionej natury. Możliwe, że i przeżycia związane z przebytą chorobą nowotworową. A może po prostu zwykła ciekawość i chęć podzielenia się wrażeniami z innymi. W każdym razie- zapraszam każdą z Pań do lektury. Będzie o kosmetykach, zdrowiu, trochę o modzie, ale i o sprawkach zupełnie frywolnych. Częstotliwość postów? Nie mam pojęcia. Zapewne, kiedy najdzie mnie wena. A jej mam ostatnio aż nadto :) Pozdrawiam !